Carmeli Soprano każdemu postrzelonemu, pobitemu lub hospitalizowanemu „koledze” męża, przynosiła wielką blachę zapiekanego makaronu. Co jest na tej blasze? – zastanawiałem się gorączkowo.
Oglądając z wypiekami „Rodzinę Soprano” i podziwiając kolejne kulinarne wyczyny bohaterki, miałem też, przyznam szczerze, nieco wątpliwości. No bo jak sprawić, żeby makaron z piekarnika nie był rozgotowany? Czy to jest smaczne? A może to w ogóle jest amerykańska wersja kuchni włoskiej? Nigdy też nie byłem fanem zapiekanek.

Tajemnicę blachy Carmeli rozgryzłem niejako przypadkiem. W sobotę, gdy deszcz zacinał wściekle, wziąłem do ręki „Pole garncarza”, ostatni tom przygód komisarza Montalbano, otworzyłem na chybił trafił, a moje oko wyłowiło napisane kursywą słowo . Zapachniało mafią – mózg był jednak szybszy i przeczytałem jeszcze parę słów: Adelina oraz piec, i już wiedziałem, że ’ncasciata to nie kolejna odnoga mafii, a coś do jedzenia, pozostawione przez gospodarną Adelinę. Przejrzałem sycylijską książkę kucharską i po odnalezieniu właściwego przepisu skojarzenie z blachą Carmeli Soprano pojawiło się samo.
W rodzinie nikt nie jest, na szczęście, hospitalizowany, ale jeśli wziąć pod uwagę warunki atmosferyczne, pasta al forno wydawała się cudownym pomysłem. Z przykrością odrzuciłem też pierwotny plan na obiad. Miało być letnio-jesiennie z figami. Miała być cucina italiana moderna.
– Bartek

