To nie jest moje wielkie greckie wesele, tylko skromna włoska uroczystość moich przyjaciół. Pada bez ustanku i wszyscy powtarzają, że deszcz w dniu ślubu oznacza fortunę (i mokre skarpetki). Zaczynamy godzinnym wykładem o tym, czym dla Włochów jest małżeństwo, z ust samej pani burmistrz Lissone. Czwórka świadków ma poręczyć, że dopilnuje ładu i miłości w nowej komórce społecznej. Głodni po słodkim śniadaniu, z rosnącym apetytem, kręcimy się na obrotowych fotelach zafascynowani tym, jak bardzo angażuje się w swoją pracę „urzędowa” mistrzyni ceremonii. Każdy przeczytany fragment przysięgi interpretuje i wyjaśnia własnymi słowami, nadając skromnej w oprawie uroczystości zaskakująco wiele ciepła.
Obiad jemy w gospodarstwie agroturystycznym, co w przypadku Włochów oznacza proste, regionalne i mocno doprawione sercem jedzenie.
Ten typ gastronomii to moje odkrycie sprzed dwóch lat: rezerwowanie posiłku z wyprzedzeniem i – praktycznie bez prawa wyboru – zgadzanie się na to, czym chcą się pochwalić gospodarze. Płaci się z góry. Zarówno wino, jak i dania są mocno zakorzenione w miejscu, z którego pochodzą, w okolicy grasuje osioł, pasą się kozy i spaceruje kilka kur. Deszcz nie przestaje nieść ze sobą szczęścia.
Zaczynamy talerzem tutejszych wędlin, wśród których jest sezonowana szynka, genialna kiełbasa i pokrojona cienko jak bibułka pancetta. Obok dwa rodzaje sera z Montevecchii: świeży oraz dojrzewający, nieprawdopodobnie skondensowany w smaku i kremowy.
Po nich na stole pojawia się królowa lombardzkich sałatek, zaprzeczająca wszystkiemu, co do tej pory rozumieliśmy pod pojęciem sałatki. Insalata di nervetti składa się z nóżek cielęcych, przygotowanych niczym nasza mocno ściśnięta galareta i pokrojonych w grubą kostkę oraz z ugotowanej fasolki, papryki i marynowanych cebulek.
Mam słabość do takich smaków, więc dla mnie to weselny hit, którego nie pokona już żadne danie. Następne, cotechino, próbuję polubić od dłuższego czasu – mam na nie apetyt, odkąd w Bergamo nie zmieściło mi się do podręcznej walizeczki. To rodzaj grubej kiełbasy z mięsa wieprzowego, tłuszczu i flaków; podaje się ją w okresie zimowym, świątecznym, i zawsze w towarzystwie podgotowanej zielonej soczewicy. Ma charakterystyczny lekko kwaskowaty aromat i smak i podobno, tak jak deszcz, przynosi szczęście. Zatem skoro Lombardia i ślub, to i cotechino. Ma swoich amatorów – niektórym ogromnie smakuje (zmierzcie się kiedyś przy okazji z tym daniem). W malutkich crespellach (naleśnikach) jest świeży szpinak i tutejszy twaróg zalany sosem szafranowym z grana padano. Primi piatti kończymy najzwyczajniejszym risottem z kiełbasą i tymiankiem. Właśnie wyczerpałam swój limit pojemności. Zaskoczeniem – jeśli chodzi o nazwę – jest danie główne: Manzo alla California, które nie ma nic wspólnego ze Stanami Zjednoczonymi, tylko z pobliską wioską o takiej właśnie nazwie. Dusi się wołowinę, taką na zrazy, w dobrym occie, mleku i cebuli i serwuje z pieczonymi ziemniakami, w zasadzie jedynym dodatkiem warzywnym podczas tego posiłku.
Taka trochę jest ta moja ulubiona północnowłoska kuchnia: oszczędna w wykorzystaniu warzyw i prosta. Zmusza mnie do trawienia przez co najmniej dwa dni.
Doskonałe mają Włosi wyczucie – ratują mnie sorbetem cytrynowym, zanim spróbuję symbolicznej porcji weselnego tortu. Wytaczamy się powdychać powietrza Brianzy w parku Valle del Lambro. Przestało padać, zatem ceremonię można uznać za skonsumowaną.
Lotnisko w Bergamo przygotowało genialny projekt pod patronatem lombardzkiego oddziału Slow Food. Powstał bar sponsorowany przez producenta jednego z najmocniejszych tutejszych alkoholi, mający łączyć je z talentem wybitnych miejscowych szefów kuchni. To akcja „Poznaj Lombardię” – przez najlepsze produkty podane na śniadanie: bussolano (rodzaj słodkiego placka), pieczywo z Manui, torta del donizetti, spongadę, czyli placek z dwóch rodzajów ciasta. Na szczęście jest też wytrawnie: suszone sardynki z jeziora Iseo (byłam, jadłam – zjawiskowe) z polentą. Mam do niej słabość i nabywam, gdy tylko wjadę kolejką funicolare na szczyt Citta Alta w Bergamo. Sprzedają tę polentę z okienka, w pudełkach. Doskonała jest z grzybami.